Słowiańszczyzna tańcem wyobrażona Preludium Słowiańskie recenzja
Słowiańszczyzna tańcem wyobrażona
Preludium Słowianskie
Słowiańszczyzna tańcem wyobrażona
Preludium Słowianskie
Daleko odeszliśmy od lasów i pól, ponad którymi od rana do wieczora unosiły się białe śpiewy. Inne na czas zasiewów, inne na czas żniw, jeszcze inne w zimie, gdy cykl życia zamierał, by odrodzić się wraz z pierwszymi jaskółkami. Daleko od dymu ognisk w Noc Kupały i puszczanych na wodę wianków. Jeszcze dalej od Godów i Dziadów. Straciliśmy kontakt ze światem nadprzyrodzonym, dostępnym dla naszych pradziadów. Staliśmy się do bólu racjonalni, tracąc radość płynącą z życia we wspólnocie.
Najwidoczniej czujemy się z tym źle, skoro coraz częściej próbujemy wskrzesić zapomniane zwyczaje, zaklinać pędzący nieubłaganie czas, wyjść z betonowych gett, dać ponieść się magii dawnego śpiewu i tańca. Na chwilę przenieść się w świat na poły wyobrażony, fantazmatyczny, w którym odwieczny rytm wyznaczają pory roku, wschody i zachody słońca, ścierają się żywioły. Odpowiedzią na te tęsknoty wydają się być zyskujące coraz większą popularność projekty muzyczne, artystyczne i teatralne, oparte na tradycyjnych formach ekspresji, takich jak przykładowo śpiewokrzyk, przefiltrowanych jednak przez szerokie spektrum kultury współczesnej.
W nurt ten wpisuje się najnowsza propozycja krakowskiego Teatru Ludowego. Preludium Słowiańskie – spektakl inspirowany kalendarzem słowiańskim. To efekt fuzji trzech kontrastujących żywiołów: grupy tanecznej Art_Color_Ballet, zespołu bębniarzy Wataha i wokalnego sekstetu Strojone. Nad ich harmonijnym zespoleniem czuwała choreografka i reżyserka Agnieszka Glińska.
Przedstawienie jest luźną kompozycją trzynastu taneczno-muzycznych obrazów. Każdy z nich wyobraża inne stadium przemian w cyklu rocznym, determinującym życie naszych przodków, całkowicie zależnych od rytmu przyrody. Artystom udało się stworzyć i rozwinąć unikalny, intrygujący język, oparty na ruchu i dźwięku. Jego oddziaływanie wzmaga specyficzna aranżacja przestrzeni. Brak tu dekoracji, są tylko rekwizyty, przełamujące od czasu do czasu nagość sceny. W świetle reflektorów migoce złociste ziarno podrzucane do góry, następnie spada na ziemię z charakterystycznym pogłosem. Kamień rytmicznie uderza o kamień, turkocą toczone jabłka, mieniąc się przy tym wszelkimi odcieniami czerwieni. Instrumentem muzycznym staje się gliniana tykwa, drewniane rózgi – pałeczkami perkusisty. Chwilami zatraca się sztywny podział na tańczących, śpiewających i tych grających. Wydobywanie dźwięku z instrumentu zwanego kijem deszczowym staje się choreografią, podobnie jak uderzanie w bębny. W Kupałową Noc chórzystki odgrywają rolę dziewcząt przypatrujących się tańczącym, następnie ruszają w tany, wciągnięte przez nich do korowodu. Taniec przypomina także ich wyłanianie się zza spływających z góry płacht białej, cienkiej materii w takt starej, bałkańskiej pieśni Vrbice, vrbo zeljena Đurđevdenova.
Agnieszce Glińskiej, będącej jednocześnie plastykiem i twórcą filmowym, nie można odmówić wyobraźni malarskiej. Swoje sceniczne obrazy cieniuje raz miękką kreską i rozmytą plamą, raz wyrazistym kontrastem. Umiejętnie wykorzystała także technikę bodypaintingu, czyniąc z niej rodzaj charakteryzacji. Aktor staje się dzięki niej integralną częścią żywego obrazu.
Ogień toczy odwieczną walkę z wodą, żywioł męski z damskim. Po zabawie przychodzi zaduma, po śmiechu płacz, po życiu śmierć. W noc dożynkową po deskach sceny toczą się barwne jabłka, lecz lecący delikatną strużką biały puch przypomina o nieuchronnym nadejściu zimy. Barwny korowód rozświetla mrok Nocy Kupały, lecz gdy przychodzi czas Jesiennych Dziadów, słychać już tylko smętne zawodzenie owiniętych czarnymi kirami kobiet. Oniryczne Oj luli luli, zoriuszka wieczrnaja niesie się ponad widownią. Tajemniczy, liryczny, magiczny nastrój udziela się widzom. Gdy artyści kłaniają się, a chór wychodzi do ostatniej pieśni, aż chce się zatańczyć i radośnie zaśpiewać: da sam,da sam izvor voda ladna, ja bi’ znala gde bi’ izvirala…, jednak przyjęte konwencje, które całkowicie wyparły żywioł ludowej zabawy, nakazują zostać w fotelu. Tak daleko odeszliśmy od naszej słowiańskiej tożsamości…
tekst: http://www.teatralia.com.pl/category/katarzyna-misiuk/